"When people ask: why are you vegan, perhaps the question should be: why aren't you?"

sobota, 24 grudnia 2011

wesołych świąt!

Życzę Wam wszystkiego dobrego na najlepsze dni. Spędźcie je w miłej i spokojnej atmosferze. Bawcie się dobrze, bo o to w tym wszystkim chodzi.

U mnie w domu rodzinnym wegańskie święta...

Pączki z makiem 
 pierniczki
 Mama przygotowuje uszka...

 i uczy tego młodsze pokolenie (dłownie z prawej nie należą do mnie)
 i te też nie

Wesołych! kartki przygotowane tradycyjną techniką ziemniaczanego stempla :)

wtorek, 13 grudnia 2011

Wegańskie święta

Już prawie połowa grudnia, zbliżają się święta. Czas radości, rodzinnych spotkań, atmosfery  miłości i takie tam... Warto się zastanowić, czy z tej okazji nie zrobić czegoś dla zwierząt? Najlepiej starając się, aby nie trafiły na świąteczny stół w formie potrawy. Tradycyjnie wigilia jest postna. Teoretycznie bezmięsna. Dla wielu ludzi ryba nie jest zwierzęciem i nie jest traktowana jak mięso, chociaż trudno logicznie to uzasadnić.  Empatia od kilku lat organizuję "Dzień ryby". Czy w tej całej świątecznej otoczce, aby "poczuć magię tych świąt" naprawdę trzeba własnoręcznie zaszlachtować karpia? Czy to aż taka przyjemność?

Kiedy już odpuścicie karpiowi i innym rybom, można spróbować pójść o krok dalej. I aby Wam w tym pomóc Empatia (znowu  oni:)) i autorka bloga "śmierć kanapkom" mają dla was kolejną akcję: wegańskie święta. Na tej stronie znajdziecie wiele wegańskich przepisów na typowo świąteczne potrawy.



Wpisując się w ten klimat przygotowałem makowiec. Z ciasta drożdżowego. Przepis znaleziony w najnowszym numerze "vege".  Miał powstać fajny zgrabny makownik (jak się w moich stronach mawiało) a zrobił się jakoś tak ogromny makowy bochen :) ale smakuje tak jak powinien.

1/2 kostki drożdży
1/2 kg mąki
szklanka cukru (dałem znacznie mniej)
szczypta soli
1/3 szklanki oleju
szklanka mleka roślinnego lub wody
puszka wegańskiej mas makowej

Ciasto drożdżowe robimy standardowo. *(Ciasto drożdżowe zazwyczaj robię bardzo intuicyjnie. Drożdże mieszam z łyżeczką cukru i gdy już będą płynne przelewam do pozostałych składników i mieszam, ewentualnie wyrabiam... Ale powinno być tak: przygotowujemy zaczyn z drożdży, 2 łyżeczek cukru, 2 łyżek mąki i 3 łyżek mleka. Zaczyn mieszamy z mąką, cukrem, solą i olejem. Dolewamy mleka ciągle mieszając. Następnie wyrabiamy ciasto aż będzie zwarte i sprężyste. Tak przygotowane odstawiamy w ciepłe miejsce a z podwoi swoją obiętość.)* Wyszło dość rzadkie, dosypałem jeszcze trochę mąki. Po wyrośnięciu (koło 1 h) Trzeba je rozwałkować na kształt prostokąta i wysmarować masą makową. Można ją przygotować samemu ale bez problemu udało mi się kupić gotową , która była wegańska. Już po rozwałkowaniu ciasta wiedziałem, że nie mam takiej formy, do której mógłbym to upchnąć, przez co makowiec jest taki rozlazły i szeroki. Wystarczy około 40 minut w piekarniku w temperaturze 200 stopni. U mnie zaczął się lekko przypalać od spodu a w środku widac, że powinien zostać w piekarniku jeszcze przez chwilę... Także zachowajcie czujność :)


Ten przepis jest ciekawy, ale jeżeli jeszcze będę piekł coś takiego, zrobię chyba najłatwiejszą wersję ciasta drożdżowego. Mleko roślinne z powodzeniem można zastąpić wodą, ilość cukru zredukowałbym do 2 łyżeczek (tyle powinno wystaczyć aby drożdże "ruszyły") a oleju do 2 łyżek. 

niedziela, 20 listopada 2011

wegański tort na specjalną okazję

Wegański tort dla moich przyjaciół...



Dziękuję wam!

P.S. O, ogromne dzięki za pomoc!

P.S.2: przepis znalazłem na blogu wegetariański żarłok.

4 szklanki mąki
1 i 1/2 szklanka cukru
2 łyżeczki proszku do pieczenia
2 łyżeczki sody
2 szklanki mleka sojowego (podobno z wody tez wyjdzie)
3/4 szklanki oleju

Piekłem to przez ponad godzinę w 190 stopniach, po 30 minutach położyłem na wierzch arkusz folii aluminiowej, żeby się nie przypaliło. 

 Masa to kombinacja mleka kokosowego, budyniu i czekolady.

czwartek, 17 listopada 2011

Ciastka czekoladowe

Przepis odkopany u blogerki, którą zawsze szanowałem i podziwiałem :) Bardzo dobry, ponieważ nie trzeba margaryny ani nawet mleka roślinnego.

Skladniki na 2 blachy ciastek (jak już stać przy garach to niech będzie jakiś efekt...)

1 szklanka cukru (najlepiej fair trade)
1 szklanka oleju
6 łyżek  kakao
1/2 szklanki wody
3 szklanki mąki pszennej
łyżeczka sody oczyszczonej
szczypta soli
tabliczka czekolady pokruszona na drobne kawałeczki

Wszystko wymieszać, ciasto powinno być raczej zwarte. Formować ręcznie w niewielkie kulki i rozpłaszczać. Rozmieszczać z zachowaniem 2 cm odstępu. Ja tego nie zrobiłem i pierwsza blacha to wielociasteczkowy zrost... Piec w temperaturze 180 stopni przez 6-8 minut. Z blachy zdjąć dopiero jak przestygnął!
Dodałem trochę kawy (w zamyśle miały być ciasteczka kawowe, ale w połączeniu z kakao to nie sprawdza się najlepiej... Lepiej wybrać albo kawę, albo kakao).


poniedziałek, 7 listopada 2011

szybka tarta pomidorowa

Pomysł na bardzo szybką przekąskę? Oczywiście gotowe ciasto francuskie... Jak donosicie w komentarzach, często jednak niewegańskie a to znaczy, że kupując je, warto zachować czujność :)

Pomidory pokroiłem w plastry około 3-5 mm grubości, ułożyłem równomiernie na cieście. Na wierzch pokruszyłem zamarynowane w occie balsamicznym tofu i wszystko posypałem bazylią. jeżeli macie świeżą, to taka będzie najlepsza.


Udało mi się wczoraj wpaśc na chwilkę do VegeMiasta. Zainteresowanie akcją "ciasto w miasto" było spore a wypieki niesamowite :) 

czwartek, 3 listopada 2011

skrucha :)

Ostatni post zamieściłem dokładnie 3 miesiące temu... To była długa przerwa. Chciałbym powiedzieć, że przez ten czas robiłem dużo wspaniałych rzeczy, udzielałem się społecznie "dla dobra sprawy", uczyłem się czegoś nowego, szalałem kulinarnie poza internetem... lecz nie. Zrodziło się kilka ciekawych pomysłów, głownie za sprawą (nie tylko)blogowej sąsiadki (u której zmiany, zmiany, zmiany) ale jak to ze mną bywa, gdy przyjdzie do realizacji planów, piętrzą się problemy. Nic to, pozostaje mieć nadzieję, że tym razem nie opuszczę Was na długo, bowiem dość już czasu zmarnowano!

Dzisiaj przepisów nie będzie, to tylko taka jesienna "zajawka", dowód skruchy i tego, że nie zniknąłem na dobre.

Całkiem niedawno nakładem jednego z moich ulubionych wydawnictw ukazała się interesująca książka. "Bezkrwawa rewolucja" to rzetelnie opracowane, ponadsześćset stronicowe tomisko. Ogromna kopalnia wiedzy. Nie czyta się szybko ale to nie o to chodzi. Chciałbym napisać kiedyś tutaj recenzję tej książki... Warto zajrzeć, warto mieć w domowej biblioteczce.



A w ramach jesiennych zmagań z pogodą i kiepskim nastrojem - miniszarlotki. Dostałem małe foremki, które świetnie nadają się na malutkie tarty. Z resztek ciasta ulepiłem kilka małych babeczek. Na dzisiaj to pewnie tyle. pilnujcie mnie, żebym znowu nie uciekł!



P.S. W niedzielę w VegeMieście kolejna edycja akcji "Ciasto w miasto". Jeżeli możecie, gromadnie przybywajcie. Kilka stołecznych blogerek już zapowiedziało swój udział.

środa, 3 sierpnia 2011

Moussaka - grecka zapiekanka

Tradycyjna grecka zapiekanka - moussaka to doskonały przepis, który z łatwością można "przerobić" na wegański. Bo głównie o warzywa w tym daniu chodzi, więc po co dopychac mięso do sosu?

Do przygotowania musaki (taka pisownia również jest poprawna) potrzebne są: ziemniaki, bakłażan, cukinia, cebula, czosnek, pomidory (świeże lub przecier), przyprawy, ewentualnie mąka, olej/oliwa, mleko roślinne  do beszamelu i trochę wolnego czasu...

Najlepiej zacząć od przygotowania bakłażana. Należy pkroić go plastry około półtoracentymetrowej grubości, posypać solą i odstawić na 20-30 minut. W tym czasie można zająć się ziemniakami. Te również kroimy w plastry, (tyle że nieco cieńsze) i troche obsmażamy. Myślę, że równie dobrze można je obgotować zamiast smażenia. Ziemniaki gotowe, przechodzimy do sosu. Dużą cebulę pokroić i podsmażyć, dodać rozdrobnione pomidory albo dobry przecier. Do sosu dodałem pokrojoną w drobną kostkę cukinię, posiekany czosnek i wszelakie przyprawy, które miałem pod ręką, tj. bazylię, oregano, zioła prowansalskie. Wkradła się jeszcze niepostrzeżenie resztka papryki... I niech się to wszystko dusi przez kilka minut. Wracamy do bakłażana. Najlepiej osuszyć go ręcznikiem papierowym lub delikatnie spłukać sól wodą a następnie poddać wstępnej obróbce termicznej, najlepiej na patelni (ufff, dobrze, że mam patelnię, na której można smażyć bez tłuszczu!). Zdecydowałem się na wersję z sosem beszamelowym. Kilka łyżek mąki i trochę oliwy (tak, żeby powstała dośc gęsta pasta) mieszać energicznie w rondelku. Dodać mleko roślinne (tyle, aby otrzymać konsystencję gęstej śmietany) i gotować to przez chwilkę. Na tym etapie dobrze  by było, żeby warzywa nie były rozgotowane.

Wszystkie składniki przygotowane. W naczyniu żaroodpornym lub innej formie do pieczenia układamy warstwy warzyw. Zacząłem od niewielkiej ilości sosu na dno, dalej plasterki ziemniaków, znowu trochę sosu, plastry bakłażana, sos, znowu ziemniaki i na wierch sos beszamelowy. Powinno się piec około 30-40 minut (w zależności od ilości warstw i stopnia rozdrobnienia składników) w temperaturze 190-200 stopni.  Pod koniec pieczenia przełączyłem piekarnik na funkcję "grill" dzięki czamu warstwa sosu beszamelowego ładnie się zrumieniła.

Trochę roboty z tym jest ale  to jedno z najbardziej sycących dań wegańskich jakie jadłem :)

środa, 27 lipca 2011

mini tartaletki z solonym karmelem i kremem czekoladowym

Zanim przejdę do kuchni chcę zachęcić was do akcji zorganizowanej przez kawiarnię Tree some coffee. W każdy weekend w kawiarniach tej sieci organizowana jest zbiórka karmy, koców, misek oraz wszystkiego, co przyda się zwierzakom ze schroniska „Koci Azyl” w Konstancinie. Więcej informacji na stronie kawiarni w zakładce aktualności. A tak w ogóle to mają dobrą kawę i nie trzeba dopłacać za mleko sojowe :p

W przekroju z 18 lipca ukazał się całkiem spory artykuł dotyczący wegetarianizmu i weganizmu. A zaczyna sie tak:  "Nie stac nas na zagryzanie swiata. Tu już nie chodzi tylko o dietę. Rezygnacja z mięsa to kwestia odpowiedzialności, racjonalny wymóg naszych czasów(...)". Zachęcam do lektury. Weganizm wkracza do dyskursu publicznego i tak trzymać!

A teraz czas na deser. Tartaletki z solonym karmelem i kremem czekoladowym. Przepis pochodzi z któregośtam odcinka trzeciego sezonu australijskiej edycji programu masterchef. Łatwo dał się zamienić na wegański. Przepis nie będzie dokładny, ale można peksperymentować.

Ciasto:
2 szklanki mąki
1/3 szklanki oleju
kilka łyżek wody
ew. troszkę cukru, ale w tym konkretnym przypadku to chyba jednak zbędne...
Wszystko pięknie wymieszać, zagniatać aż się składniki połączą, na pół godziny do lodówki. Cienko rozwałkować i umieszczać w foremkach. Piec w 190 stopniach aż się zrumienią, tj 10-20 minut w zależności od ewentualnych termoobiegów czy grubości ciasta.

karmel:
Ilości cukru jakoś nie zmierzyłem... może 3/4 szklanki, trudno powiedzieć.
Wsypać na patelnię lub do rondelka, mieszać, żeby się nie przypaliło. Kiedy cukier się rozpuści, bacznie obserwować i kiedy nabierze bursztynowego koloru, wlać około 100 ml śmietanki sojowej (może byc ryżowa, mleko kokosowe może też się nada?) i dodać trochę (solidną szczyptę albo dwie) soli. I teraz trzeba działać sprawnie gdyż mikstura będzie szybko twardnieć. Wystarczy nałożyć niezbyt grubą warstwę karmelu do upieczonych tartaletek. Dzięki śmietanie karmel nie będzie zupełnie twardy, zachowa lekko kleistą konsystencję. A sól ciekawie wyciąga smak.

Krem czekoladowy:
Zagotować śmietankę sojową (lub inną roślinną) - około 100-150 ml i wrzucić czekoladę gorzką, przynajmniej 60% kakao (oczywiście najlepiej fair trade).  Dokładnie rozmieszać i nakładać na warstwę karmelu.

Tak skomponowane tartaletki najlepiej przechowywać w lodówce.
Wydaje się, że to dużo pracy, ale mozna szybko ogarnąć. Myślę, że warto spróbować chociaż każde ciasteczko ma chyba milion kalorii...

czwartek, 14 lipca 2011

brokuł

Kolejny odcinek serialu "ciasto francuskie na milion sposobów". I znowu na zielono. Tym razem głównym bohaterem jest brokuł.

Brokuł bardzo lubi być ugotowany al dente, położony na cieście francuskim, pospany przyprawami i podsmażoną cebulką. Tutaj dowód:

poniedziałek, 11 lipca 2011

ciasto francuskie ze szpinakiem

Dzisiaj prosty patent na niezłą przekąskę. Praktycznie bez roboty, na szybko. W ciągu ostatniego tygodnia piekliśmy to chyba trzy razy :) I rzeczywiście jest tak proste, jak wygląda.

Wystarczy gotowe ciasto francuskie (nie spotkałem jeszcze niewegańskiego), szpinak (świeży lub mrożony), ząbek czosnku i przyprawy.

Szpinak należy poddusić na patelni, może być z odrobiną oliwy, dodać ząbek czosnku, troszkę soli..
Nałożyć na ciasto francuskie, piec około 25 minut w 190 stopniach.

czwartek, 7 lipca 2011

tarta z galaretką herbacianą

Dzisiaj tylko krótki i prosty przepis na ciekawy deser: tartę z galaretką herbacianą i owocami.

Ciasto na tartę według standardowego przepisu:

- 1 i 1/2 szklanki mąki
- 1/3 szklanki oleju
- 1/4 szklanki jakiegoś syropu smakowego albo wody

 Wszystkie składniki należy dokładnie wymieszać i urobione ciasto wrzucić na chwilę do lodówki. Łatwiej będzie je rozwałkować. Można też urywać po kawałku ciasta i oblepić nim formę :)
Upiec w 180 stopniach (około 20 minut) i poczekać aż wystygnie.
Można zrobić nieco więcej aby było grubsze (pomoże to uniknąć rozmoczenia spodu galaretką).

Pokrojone owoce, np. gruszki, morele, ananas, lekko poddusiłem na patelni, żeby zrobiły się miękkie. Chociaż ten krok można pominąć.

Dwie szklanki herbaty (może być dowolna, ulubiona) zagotować z łyżeczką agaru. poczekać aż trochę przestygnie.Wlać do wypełnionej owocami  i dobrze schłodzonej tarty. Galaretka powinna szybko zastygnąć (najlepiej wstawić wszystko do lodówki).

Zakochałem się w galaretce z herbaty i pewnie będzie pojawiała się częściej...

czwartek, 23 czerwca 2011

bigos z cukinii, obwarzanki z oliwkami i nowa książka

W odpowiedzi na komentarze do poprzedniego postu:
-ilość składników na ciasto wystarcza do upieczenia tarty w formie o średnicy 24 cm
-w kwestii kremu... Zrobiłem krem budyniowy z mlekiem kokosowym ale rezultat nie był powalający.
W zupełności wystarczy budyń. Dwie torebki budyniu na 3 szklanki mleka roślinnego (powinien być nieco bardziej gęsty niż normalnie). Dla pewności dodałem 1 i 1/2 płaskiej łyżeczki agaru do gotującego się budyniu. Jeżeli chcecie zrobić krem z mlekiem kokosowym to wystarczy nim zastąpić jedną szklankę mleka sojowego.

Wreszcie udało mi się dotrzeć do Vege Miasta i... zakochałem się w wegańskich lodach. Oferują ciekawe, choć nietypowe smaki. Skosztowałem lodów marcepanowych, cytrynowych ze spiruliną, gula java, pinakolada, giandua i wszystkie są rewelacyjne :) Niech no tylko dostanę wypłatę...

Sezon na świeże warzywa w pełni zatem czerpię z tego garściami. Ulubioną cukinię przerobiłem na leczo (w moim domu rodzinnym mówiło się "bigos z cukinii"). Dodałem nawet parówki sojowe. Przepis chyba zbędny. Gotujemy cukinie w osolonej wodzie, można dodać bulion (np. wegańską kostkę bulionową), można dodać pieczarki, paprykę, podsmażoną cebulkę, w sumie oliwki też mogą być. Gotowe.

Upiekłem obwarzanki z oliwkami. Z ciasta drożdżowego:
-2 i 1/2 szklanki mąki
-szklanka ciepłej wody
-1/3 (lub mniej) kostki drożdży
-łyżeczka cukru
-przyprawy
-opcjonalnie 2 łyżki oliwy
-oliwki

Drożdże rozrabiamy z cukrem, wlewamy do ciepłej wody, a to do mąki. Wyrabiamy aż ciasto nie będzie się kleić do rąk, można dodać więcej mąki i oliwę. Musi wyrosnąć (jestem niecierpliwy więc nie czekam dłużej niż pół godziny). Formujemy bułeczki lub obwarzanki, okładamy oliwkami i do piekarnika na 240 stopni. Sugeruję nie oddalać się zanadto bo pieką się dość szybko.

Niedawno ukazała się nowa książka pod redakcją Petera Singera: "W obronie zwierząt". Właśnie skończyłem ją czytać. Bardzo się cieszę, że udało się ją wydać albowiem inna książka Singera: "Wyzwolenie zwierząt" jest zupełnie niedostępna a wiem z własnego doświadczenia, że może mieć spory wpływ na postrzeganie zwierząt innych niż ludzie...
Nowa książka podzielona jest na trzy części. Część pierwsza pt. "pomysły" składa się z historyczno-filozoficznych esejów naświetlających problem traktowania zwierząt w przeszłości, miejsce zwierząt w etyce, filozofii i wielkich religiach. Druga część, "problemy" skupia się na pokazaniu tego, w jaki sposób ludzie wykorzystują zwierzęta dla własnych celów. Autorzy poruszają kwestie zwierząt laboratoryjnych, ferm, hodowli przemysłowej czy zoo. Dla bardziej wrażliwych osób ten rozdział może być trudny, ale warto zdać sobie sprawę z wszechobecnego cierpienia zwierząt. Ostatnia, trzecia część: "aktywiści i ich strategie" najbardziej przypadła mi do gustu. Pokazane jest, w jaki sposób praca aktywistów wpływa na opinię publiczną, powszechną świadomość odnośnie praw zwierząt czy prawo. Do tej pory sądziłem, że będąc weganinem już robię dużo dla zwierząt. Lektura tej książki przypomniała mi jednak, że to dopiero początek, doskonały punkt wyjścia, żeby zrobić coś więcej bez schizofrenii moralnej i hipokryzji w stylu "kocham zwierzęta, ale mięso jest takie smaczne..."

poniedziałek, 13 czerwca 2011

tarta z truskawkami

Witam po miesięcznej przerwie. Ostatnio jestem zupełnie nieinternetowy i akulinarny... Przez ostatni miesiąc nie szalałem wybitnie w kuchni. Ale spędziłem wspaniały tydzień w Chorwacji, (co też spowodowało, że nie mogłem oddać krwi, ze względu na możliwe zagrożenie epidemiologiczne...), w międzyczasie postarzałem się o rok...

Upiekłem tartę z truskawkami i kremem waniliowym. Chociaż krem to chyba za duże słowo. Przynajmniej się starałem.

Przepis na ciasto:
- 1 i 1/2 szklanki mąki
- 1/3 szklanki oleju
- 1/4 szklanki jakiegoś syropu smakowego albo wody
 Wszystkie składniki należy dokładnie wymieszać i urobione ciasto wrzucić na chwilę do lodówki. Łatwiej będzie je rozwałkować. Można też urywać po kawałku ciasta i oblepić nim formę :)
Upiec w 180 stopniach (około 20 minut) i poczekać aż wystygnie.

W tym czasie można umyć i pokroić truskawki oraz zrobić krem.
Zrobiłem gęsty budyń na mleku sojowym i połączyłem z mlekiem kokosowym. Miałem nadzieję, że to wystarczy aby zawartość nie wypływała. Jednak zmuszony byłem dodać agar agar. "Krem" przypominał nieco ptasie mleczko.  Koniec końców wyszło smakowicie.


Odkryłem też bar na chmielnej, który serwuje wegańskie potrawy w stylu azjatyckim. Ceny są przystępne, mam blisko, żeby wyskoczyć w przerwie z pracy, a wybór potraw - zaskakująco duży. Większość to soja pod różnymi postaciami i smakami (kurczaka, wołowiny, ryby) oraz tofu. Są nawet wegańskie krewetki! Na zdjęciu poniżej "chrupiący ocean przyjemności z warzywami". Czy smakowało jak ryba? Niekoniecznie... Ale tofu w cieście z ananasem było naprawdę smaczne. Zawsze to jakaś alternatywa dla greenwaya.



Jeszcze jedna ciekawostka.W Vege Mieście (też na chmielnej) można kupić wegańskie lody! Jeszcze nie jadłem, ale mam nadzieję, szybko to zmienić.

piątek, 13 maja 2011

paszteciki z soczewicą i studzenina/auszpik/"nóżki"/galareta z warzywami

Blogger zjadł mi wczorajszą notkę (wiem, to wyglądało smakowicie ale żeby aż tak?), więc postaram się ją odtworzyć. Szkoda, żezniknęły Wasze komentarze...

Trochę czasu minęło od ostatniej notki. Chyba miałem jakiś kryzys kulinarno-internetowy. Ale wracam do formy. I czas nadrobić zaległości.

Obiecałem dłuższą relacje z pojedynku bloggerów.
To było niesamowite przeżycie ale i ogromny stres. Bardzo długo nie mogłem się zdcydować co właściwie będę gotował. I miał być makaron z suszonymi pomidorami i prażonymi orzechami. Żeby nie było tak łatwo makaron chciałem zrobić sam. I tu zaczęły się schody. Mimo, iż robiłem takie rzeczy już wcześniej, tym razem nie mogłem zrobić tego przeklętego makaronu. Dodawałem mąki, wody, oliwy i nic z tego nie mogłem wyprowadzić. W desperacji (ponaglany niecierpliwymi spojrzeniami degustatorów) rozwałkowałem to co miałem i zrobiłem coś jak kluseczki. W międzyczasie podsmażyłem pomidory i czosnek a wcześniej uprażyłem orzechy. Koniec końców nie było tak źle, moja "potrawa" dostała dużo głosów i zająłem II miejsce :) Niespodziewałem się tak licznej publiczności więc niestety nie wystarczyło dla wszystkich...
Dziękuję bardzo za wsparcie i miłe komentarze. Poznałem sporo ciekawych osób a atmosfera była niesamowita. Myślę, że trudno o lepszy sposób promowania weganizmu!
Na fejsbukowej stronie "Vegavani Catering wegetarian & vegan food" można zobaczyć więcej zdjęć z tej imprezy.

W międzyczasie były też święta wielkanocne. Moja wspaniała rodzina jak zwykle uraczyła mnie wegańskimi pysznościami. Były babki drożdżowe, takie inne-słodkie, nie wiem jak się nazywaą, mój brat upiekł nawet muffinki. No i oczywiście "jajka" z ryżu...Bardzo się cieszę, że moi najbliżsi tak mnie wspierają.

No ale czas wrócić do swojej kuchni. Przez ostatnie trzy tygodnie jadłem głównie falafel, frytki, coś z greenwaya (gdzie Katrinezz mnie przyłapała - następnym razem wal śmiało!) albo inne fast foody.

Wczoraj wreszcie przygotowałem coś sensownego sam.
Paszteciki z soczewicą. Prosta i smaczna przekąska na ciepło lub zimno.
Standardowa torebka soczewicy wystarczyła na dwie blachy pasztecików.

Ciasto drożdżowe:

około 2 i 1/2 szklanki mąki
szklanka wody
mała kostka drożdży
odrobina cukru, soli, oliwy

drożdże rozmieszałem z cukrem, i wlałem do mąki i wody. Można dodać jakieś zioła (np. majeranek, o którym zapomniałem!) ciasto dobrze wyrobić i pozwolić wyrosnąć.
W tym czasie można przygotować farsz. Soczewicę gotować aż będzie zupełnie miękka, rognieść tłuczkiem do ziemniaków albo rozdrobnić blenderem. Dodałem podsmażoną cebulę. Pieczarki też by się nadawały. Doprawić do smaku, zawijać w rozwałkowane ciasto, piec około 20 minut w 180 stopniach.
















Wysoka temperatura i iście letnia pogoda sprawia, że nie chce się jeść gorących rzeczy. Aby się trochę ochłodzić można zjeść studzieninę/auszpik/"nóżki"/galaretę z warzywami. Żadna z tych nazw mi się nie podoba ale właśnie coś takiego zrobiłem.
Gotujemy bulion warzywny, otwieramy kilka puszek, np. kukurydzę, groszek, pokroiłem marchewkę z bulionu. Wszystko zalać wywarem z dodatkiem agaru (można znaleźć w sklepach ze zdrową żywnością lub kupić przez internet). Wkroiłem jeszcze kotlety sojowe (odkrywam je na nowo!) i można wstawić do lodówki i czekać cierpliwie.
Efekt mnie zadowlił, z racji dużej zawartości słodkich warzyw wycisnąłem na galaretkę duuużo cytryny.

środa, 20 kwietnia 2011

Kulinarne potyczki blogerek i blogerów

Ostatni dzień Tygodnia Weganizmu, czyli jak to wszystko wygląda "od kuchni"...
teraz tylko kilka zdjęć, mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda mi się zdać rzeczową relację:)
W każdym razie zabawa była przednia.





poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Tydzień weganizmu!

 Jutro ostatni dzień tygodnia weganizmu. O godzinie 17 w  "Vege Mieście" kulinarne potyczki blogerek i blogerów. I ja będę gotował.

Miałem bardzo ambitne plany kulinarne ale rzeczywistość je brutalnie zweryfikowała także nadal zastanawiam się co dla Was przygotuję. Przybywajcie tłumnie, oczywiście będziecie mogli skosztować tego, co ugotujemy!

Udało mi się uczestniczyć w dwóch spotkaniach Tygodnia Weganizmu:   
"Zapytaj o weganizm" - spotkanie z dietetykami: Małgorzatą Desmond i Jackiem Norrisem. Przeogromna ilość pożytecznych informacji. Poznałem też wreszcie Kasię Biernacką i Darka Gzyrę. Jestem pod wielkim wrażeniem tego co i jak robią. 
Wykład "Weganizm a wegetarianizm. Konflikt, współzależność, odmienność?" odbył się dzisiaj. I tym razem się nie rozczarowałem. Szkoda, że nie mogłem wybrać się na wszystkie spotkania.


___________________________________________________________

Od 13 kwietnia, tj. od środy rusza tydzień weganizmu. Wiele ciekawych wydarzeń czeka nie tylko na wegan, ale na wszystkich, którzy chcą dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat. Jeżeli właśnie się zastanawiasz, czy zostać weganinem, masz świetną okazję, żeby dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. Plan imprez dostępny TUTAJ




wtorek, 5 kwietnia 2011

Tarta czekoladowa z ananasem

Ostatnio znajoma pytała mnie o wegańskie słodycze, odpowiedziałem, że najlepiej upiec coś samemu. I tak oto prosty przepis na tartę z czekoladowym kremem.

Chyba pierwszy raz udało mi się tak dobre ciasto, na szczęście wyjątkowo zapisałem proporcje składników:

- 1 i 1/2 szklanki mąki
- 1/3 szklanki oleju
- 1/4 szklanki syropu waniliowego

Wszystkie składniki dokładnie łączymy i ciasto wkładamy do lodówki na 30 minut.
Po tym czasie trzeba je rozwałkować do odpowiedniego rozmiaru i starannie umieścić w foremce.
Piec w 190 stopniach około 20 minut, sprawdzając co jakiś czas czy aby się nie przypala.

W tym czasie robimy krem/mus czekoladowy. Taki jak w poprzednim poście:

- puszka mleka kokosowego
- 1 lub 2 tabliczki gorzkiej czekolady (chętnie fair-tradeowej)

Mleko kokosowe dobrze jest potrzymać w lodówce żeby zrobiło się gęste. Łączymy je z rozpuszczoną, ale nie gorącą czekoladą. W zależności od ilości czekolady krem będzie bardziej lub mniej gęsty. W lodówce tak czy tak będzie trzymał zwartą konsystencję.

Na wystudzone ciasto wykładamy krem i dajemy ananasy lub inne owoce, orzechy też będą się świetnie komponować. Myślę, że z malinami byłoby boskie :)


poniedziałek, 21 marca 2011

deser czekoladowy i pesto z mięty

Deser podwójnie czekoladowy czyli czekoladowa rurka z musem czekoladowym i pesto z mięty

Przygotowanie deseru najlepiej zacząć od temperowania czekolady. Nie jest to wcale takie łatwe. Z pewnością przyda się termometr kuchenny. Mimo iż nie udało mi się ukończyć procesu temperowania pomyślnie, smak na tym nic nie stracił. W każdym razie zacząłem od termicznej obróbki czekolady. Do zrobienia rurki użyłem... folii do drukarki. Można ją znaleźć w większości sklepów papierniczych. Arkusz kosztuje kilkadziesiąt groszy. Do takiej foliowej rurki wlewamy roztopioną, nieco wystudzoną czekoladę, rozprowadzamy dokładnie na ściankach, nadmiar wylewamy (przyda się do musu) i taką przygotowaną formę odstawiamy do całkowitego zastygnięcia czekolady (może być w lodówce lub zamrażalniku). 

Teraz można zająć się przygotowaniem musu. Użyłem do tego mleka kokosowego i pozostałej roztopionej czekolady. Dobrze jest kupić mleko kokosowe kilka dni wcześniej i odstawić do lodówki. Oddzieli się gęsty krem, który po ubiciu mikserem można połączyć z rozpuszczoną ale już nie gorącą czekoladą. Można też zrobić krem z tofu jedwabistego ale jest cięższy. Ten z mleka kokosowego ma świetną, delikatną i lekką konsystencję. Może się nadawać do tortów itp. Przygotowany mus odstawiamy do lodówki. 

Teraz czas na miętowe pesto. Wystarczy garstka orzechów, spora garść świeżych liści mięty, odrobina oliwy. Najłatwiej chyba rozdrobnić liście i orzechy w blenderze a oliwę dodać na końcu w zależności od konsystencji pasty. Dodałem też trochę soku z cytryny. Początkowo smak pesto mnie zdziwił, nieco rozczarował, zastanawiałem się, czy to na pewno dobry pomysł. Warto było zaryzykować. Wraz z musem czekoladowym efekt jest zaiste synergiczny.

Oddzielenie czekolady od foliowej formy nie powinno stanowić problemu, rurkę wypełniamy czekoladą, na talerz nakładamy pesto, mus i przesiekane orzechy.

Smaki są nieźle zbalansowane, deser nie jest bardzo słodki. Czekolada oczywiście gorzka, pesto lekko kwaskowate, tekstury też fajnie współgrają: delikatny mus, krucha czekolada i chrupiące orzechy. 



wtorek, 15 marca 2011

ravioli z kalafiorem

Dzisiejszą inspiracją dla mnie jest danie George'a Calombarisa - szpinakowe ravioli z puree ziemniaczanym. Oczywiście zmodyfikowałem je tak aby dostosować do zawartości lodówki. Zrobiłem więc ravioli z rukolą i puree z kalafiora. Rukola w cieście daje nie tylko ładny kolor ale również świeży smak. Aby zrównoważyć delikatny kalafior całość skropiłem oliwą, w której podsmażyłem papryczki peperoni.

Aby przygotować ravioli potrzeba tylko mąkę, wodę i oliwę z oliwek. Niestety nie potrafię określić proporcji składników. Ciasto musi mieć raczej zwartą konsystencję aby dało się cieniutko rozwałkować.Do ciasta dodałem jeszcze posiekaną rukolę. Miał być szpinak ale nie zdążyłem kupić.
Kalafior ugotowałem w bulionie warzywnym i zrobiłem puree jak w przepisie poniżej. Z rozwałkowanego ciasta wycinamy kółka lub kwadraty, na jeden kawałek nakładamy około łyżeczkę puree, brzegi ciasta lekko smarujemy oliwą i przykrywamy drugim, nieco większym kawałkiem. Należy dobrze skleić ciasto pamiętając, żeby usunąć powietrze ze środka. Wrzucamy do gotującej się wody lub bulionu. Nie za dużo na raz. Nie gotujcie ich zbyt długo. W moim przypadku wystarczyło 3-4 minuty. Całość polałem oliwą z papryczkami peperoni. Proste i smaczne. Jak zawsze...

czwartek, 10 marca 2011

Po prostu warzywa...

Korzystając z wolnego dnia wybrałem się na bazar. Spędziłem tam sporo czasu nie tylko wybierając warzywa ale również próbując przekonać samego siebie, że nie mogę wstąpić do pobliskiego antykwariatu... Koniec końców nie kupiłem książek.
Danie na dziś to:
Puree z kalafiora, zblanszowana marchewka i brukselka z wody z sałatką z rukoli i żurawiny.


Chciałem wyeksponować smak świeżych warzyw i udało się. Dodałem tylko odrobinę soli i trochę oliwy z oliwek. Ale zacznijmy od początku.
Przygotowanie puree z kalafiora zajmuję tylko kilka minut. Najpierw należy go rozdrobnić (tutaj świetnie sprawdza się blender) i ugotować, np. w mleku sojowym. Można dodać szczyptę soli. Kiedy będzie już odpowiednio miękki śmiało dodajemy trochę oliwy. Ponownie całość blendujemy i możemy podawać.
Marchewkę pokroiłem na cieniutkie paseczki przy pomocy... obieraczki do warzyw. Zalałem wrzątkiem a następnie wrzuciłem na kilka sekund do zimnej wody.
Brukselka powinna zachować właściwą sobie konsystencję. Nie gotujcie za długo bo powstanie paskudna zielona breja. 5 minut na wolnym ogniu powinno wystarczyć. Twardy koniec można naciąć nożem, szybciej się ugotuje.
Aby nadać charakteru całości, do rukoli dodałem żurawinę. Jej wyrazisty smak świetnie pasuje do słodkawego kalafiora. Rukolę oczywiście potraktowałem oliwą.

Nie jest to nic specjalnego ale z pewnością na talerzu prezentuje się ciekawiej niż zwyczajnie ugotowane warzywa. No i mamy różne kolory, konsystencje i smaki. Kremowy i słodki kalafior, kwaśna i chrupiąca żurawina, brukselka i marchewka al dente.
Smacznego!

sobota, 5 marca 2011

Grilowane gruszki i puree z mango podane na postumencie z kaszy kuskus

Propozycja prostego deseru na dziś: grillowane gruszki i puree z mango podane na postumencie z kaszy kuskus.

 Gotujemy szklankę mleka sojowego z kawałkami skórki z cytryny i łyżeczką cukru. Kiedy się zagotuje zdejmujemy z ognia, wsypujemy pół szklanki kaszy kuskus, przykrywamy i odstawiamy na 5 minut. W tym czasie redukujemy ocet balsamiczny żeby uzyskać gęsty sos, grillujemy gruszki (położyłem je na rozgrzanej suchej patelni na kilka chwil) i rozdrabniamy mango np. przy pomocy blendera.Dodałem kilka kropli soku z cytryny.

Formujemy postumencik z kaszy kuskus,nakładamy puree z mango i ustawiamy gruszki. Na wierzch rzuciłem wyłowione z mleka kawałki skórki z cytryny. Dodajemy odrobinę sosu balsamicznego i voila!

poniedziałek, 28 lutego 2011

Coś nieco wyszukanego...

Przez ostatni tydzień czułem się fatalnie, jeszcze w trakcie urlopu rozchorowałem się. Siedząc w domu oglądałem różne programy kulinarne i postanowiłem zrobić coś bardziej wyrafinowanego niż zwykle... Postanowiłem poeksperymentować nie tylko z łączeniem smaków ale również konsystencji i tekstury... Efekt jest niezwykły, ale smaczny.

Danie na dziś to:

Złote tofu podane na zblanszowanej cukinii z marchewkowo-pomarańczową galaretką, paprykowo- -orzechową tempurą  i chrupiącą siateczką z karmelu balsamicznego



Zacząłem od przygotowania galaretki. Rozdrobniłem dwie małe marchewki i wycisnąłem sok z dwóch pomarańczy. Zagotowałem to wszystko z odrobiną cukru i wsypałem pół łyżeczki agaru. Przełożyłem do silikonowej foremki.

Następny krok to przygotowanie skarmelizowanego sosu balsamicznego. Należy gotować ocen balsamiczny z cukrem. Gdy zgęstnieje - szybko rozprowadzać na papierze do pieczenia, dopóki nie stwardnieje można formować różne kształty (chociaż nie jest to takie łatwe...)

Tempura orzechowo-paprykowa nie była bardzo czasochłonna. potrzeba łyżkę mąki kukurydzianej tyle samo pszennej. trochę wody i rozdrobnione orzechy. Robimy z tego ciasto o konsystencji jak na naleśniki, zanurzamy kawałki papryki (lub innych warzyw) i krótko smażymy na głębokim oleju.

Zblanszowanie cukinii to tylko kilka chwil. Trzeba pokroić ją na cienkie paski, oblać wrzątkiem i włożyć na moment do zimnej wody.

Tofu po prosto pięknie obsmażone, z zewnątrz lekko chrupiące, w środku delikatne i miękkie...

Połączenie smaków nietypowe ale działa zaskakująco dobrze.

poniedziałek, 21 lutego 2011

Pierogi ruskie

Pierogi ruskie ugotowałem jeszcze na urlopie. Dzisiaj tylko odgrzałem podsmażając na patelni. Takie są najlepsze. Niestety nie wiem dokładnie ile mąki i wody użyłem do zrobienia ciasta.

Na około pół kilograma mąki potrzeba nieco ponad szklankę wody. Dobrze wymieszać. Konsystencja musi być taka, żeby ciasto dało się dobrze rozwałkować ale żeby nie było zbyt "luźne" (tak, wiem, nie ma to jak dokładne porady :P) Rodzice mają automat do pieczenia chleba.Okazało się, że świetnie sprawdza się do wyrabiania ciasta. Także na pierogi.

Farsz to ugotowane ziemniaki z podsmażoną cebulką i rozgniecionym tofu. Nie smażyłem tofu, nie marynowałem go. Po prostu rozgniotłem z ziemniakami, cebulą, solą, pieprzem i majerankiem. Efekt jest zaskakująco dobry. Cieszę się, ponieważ to jedno z tych dań, za którymi tęskniłem najbardziej.


Przypomniałem sobie, że w czasach mojej młodości pierogi jedliśmy często z zupą owocową... Dla wielu osób to raczej osobliwe połączenie. Jednak następnym razem zorganizuję sobie pełny powrót do przeszłości i  do jeszcze skwierczących pierogów przygotuję kubek gorącej, jabłkowo-truskawkowej zupy :)

środa, 16 lutego 2011

Makaron z suszonymi pomidorami

Właśnie jestem w trakcie urlopu. Zaległy z tamtego roku. Spędzam czas z rodziną na podkarpaciu. Jest i wegańskie jedzenie. Mama bardzo się stara :) Dziękuję!

Klasyczny kapuśniak
Makaron z suszonymi pomidorami, leciutko podsmażonym czosnkiem, orzechami i świeżą bazylią! Aż głupio podawać przepis. Ale co mi szkodzi?

Makaron ugotować
czosnek pokroić na cienkie plasterki, leciutko podsmażyć, dosłownie kilka sekund. Zachować ostrożność, szybko się przypala. Dzięki podsmażeniu ma delikatny smak.
Suszone pomidory pokroić zależnie od preferencji, wrzucić do ciepłego makaronu. Nie podgrzewałem ich osobno.
Orzeszki powinny być piniowe. Ale zjadły się wcześniej. Są fistaszki. Podprażone na patelni stają się podejrzanie miękkie i gumowate. Na szczęście po wystudzeniu są OK.

 I jeszcze zaległa pizza z cukinią (jeszcze z Warszawy i calzone zrobione chyba ponad miesiąc temu)

 Voila. Smacznego :)

poniedziałek, 7 lutego 2011

pożywne śniadanie i fast food obiad

W związku z tym, że miałem dzisiaj czas na późniejsze śniadanie, w ruch poszedł blender. Zmiksowałem banana, jabłko, gruszkę i małą pomarańczę (zapomniałem dodać mleka sojowego) i taki oto gęsty i sycący mus zjadłem z musli. Ostatnio chodzą za mną jakieś ciekawe smaki ale nie potrafię sprecyzować co. Owocowe śniadanie na jakiś czas przytłumiło te zachcianki jednak nie był to smak, który za mną chodzi...



Na obiad natomiast bardzo proste i szybkie tofugurgery. Tofu pokroiłem w plastry grubości około centymetra (no może trochę cieńsze) i podsmażyłem na złoto. Zapakowałem w bułkę wypchana po brzegi warzywami. Ale i tym razem pozostał jakiś niedosyt. Nawet kwas chlebowy mnie dzisiaj rozczarował. No cóż, zobaczymy co przyniesie jutro.


Mój organizm ostatnio ciągle domaga się cukru ale nie chce mi się nic piec. Dlaczego w tym kraju nie można kupić wegańskich batonów???

poniedziałek, 31 stycznia 2011

Dzień wegańskiej pizzy

wprawdzie był wczoraj ale nie zdążyłem z tej okazji nic przygotować, więc świętuję dzisiaj. Nigdy wcześniej nie zadałem sobie trudu aby korzystać z przepisu na ciasto do pizzy. Nie zwracałem uwagi na proporcje itp. Nigdy nie wyrabiałem ciasta i nie czekałem aż wyrośnie. Po prostu brałem mąkę, drożdże i wodę, trochę wszystko mieszałem, jak było za rzadkie, dodawałem więcej mąki itd. Zazwyczaj pozostawiałem dość luźną konsystencję i niemalże wylewałem ciasto na blachę. Aż do dzisiaj. Wprawdzie nadal nie korzystałem z przepisu ale odmierzyłem ilość składników:

2 szklanki mąki
nieco ponad pół szklanki wody
3-4 łyżki oliwy
mała kostka drożdży (albo 1/3 dużej kostki)
odrobina cukru i soli no i zioła, co kto lubi

Wszystko porządnie wymieszałem, wyrabiałem i odstawiłem na prawie godzinę. Niech wyrośnie.
Wyrosło tylko trochę, myślę, że można dodać więcej czegoś (może wody albo drożdży?) ale po upieczeniu chyba pierwszy raz miałem pizzę na cienkim cieście(nigdy wcześniej mi się to nie udało)!




Co do dodatków, wrzuciłem trochę cebuli, papryki, ananasa i oliwek. A i jeszcze sos pomidorowy. Kiedyś ciasto przed nałożeniem składników smarowałem ketchupem ale o wiele smaczniejszy jest sos z pomidorów, np. pomidory w kawałkach z puszki albo przecier pomidorowy (ale raczej nie koncentrat.) należy  zredukować na patelni, dodać trochę bazylii (miałem akurat pesto bazyliowe) ew. kilka kropli oliwy.

P.S. jutro minie rok od momentu, kiedy zostałem weganinem :) Piękny rok. Ale o tym napiszę osobną notkę, mam nadzieję, że niebawem.

Pozdrawiam

czwartek, 27 stycznia 2011

Tarteletki z tofu i oliwkami w pomidorach

Kolejny pomysł na to, co zrobić z gotowym ciastem francuskim. I tofu. Prawie zawsze (już to chyba zresztą pisałem) zabieram się za tofu z niepewnością. Jest naprawdę smaczne ale mam z tym jakiś problem. W każdym razie i tym razem się nie zawiodłem. 

Kostkę tofu pokroić albo pokruszyć, podsmażyć nieco z cebulką, zalać pomidorami z puszki i potrzymać na patelni aby sos się nieco zredukował. Dodać oliwki i przyprawy według uznania. Rolka ciasta francuskiego wystarczyła na 12 sztuk. Przed naładowaniem farszu (nie wygląda może zachęcająco ale nadrabia smakiem, zdecydowanie tak) tarteletki lekko podpiekłem Nie planowałem takiego fikuśnego kształtu ale skończył mi się papier do pieczenia a nie chciało mi się myć blachy (forma na muffiny akurat byłą czysta :)). Jak widać, efekt jest całkiem niezły. Dlatego nie gniewajcie się, jeżeli nie podaję dokładnego przepisu ale lubię improwizować. Albo ingerować w sprawdzone przepisy dostosowując je do zawartości lodówki.






niedziela, 23 stycznia 2011

źli weganie głodzą psy!

"Witam szanownych czytelników" - takie oto powitanie zaproponowała Zakuurzona kiedy powiedziałem jej, że  nigdy nie wiem jak zacząć nową notkę. Niech tak będzie. Dzisiejszy wpis dedykuję właśnie jej :)  Przyznam się też, że to właśnie Zakurzona zmobilizowała mnie do przejścia na weganizm i chwała jej za to! Spędzam z nią i jej  różnogatunkową rodziną sporo czasu, zawsze czeka na mnie wegańska kolacja. Dzisiaj uraczyła mnie pizzą, o której marzyłem przez cały dzień. Nadgryzłem ją łapczywie zanim zrobiono zdjęcie.

Jak zwykle torturowałem biednego Chojraka Srebrnąstopę. Jego zrozpaczone oczy wyrażają więcej niż tysiąc słów... Wygląda jak zbity pies ale koniec końców dostał okruchy z pańskiego stołu... Rudzia też czekała na swoją kolej ale nie jest tak natrętna jak Chojrak.
P.S. Zostałem też zmuszony do opublikowania tej notki właśnie teraz (w centrum operacyjnym Rzeczypospolitej futrzastej) pod groźbą pobicia kijem. Obiecuję poprawę i postaram się zamieszczać nowe notki częściej. Aha, chodzi mi po głowie pomysł na nowy blog (a w zasadzie dwa blogi) ale o tym jeszcze mówić za wcześnie... Chciałem jeszcze coś napisać ale nie pamiętam.
Pozdrawiam