Blogger zjadł mi wczorajszą notkę (wiem, to wyglądało smakowicie ale żeby aż tak?), więc postaram się ją odtworzyć. Szkoda, żezniknęły Wasze komentarze...
Trochę czasu minęło od ostatniej notki. Chyba miałem jakiś kryzys kulinarno-internetowy. Ale wracam do formy. I czas nadrobić zaległości.
Obiecałem dłuższą relacje z pojedynku bloggerów.
To było niesamowite przeżycie ale i ogromny stres. Bardzo długo nie mogłem się zdcydować co właściwie będę gotował. I miał być makaron z suszonymi pomidorami i prażonymi orzechami. Żeby nie było tak łatwo makaron chciałem zrobić sam. I tu zaczęły się schody. Mimo, iż robiłem takie rzeczy już wcześniej, tym razem nie mogłem zrobić tego przeklętego makaronu. Dodawałem mąki, wody, oliwy i nic z tego nie mogłem wyprowadzić. W desperacji (ponaglany niecierpliwymi spojrzeniami degustatorów) rozwałkowałem to co miałem i zrobiłem coś jak kluseczki. W międzyczasie podsmażyłem pomidory i czosnek a wcześniej uprażyłem orzechy. Koniec końców nie było tak źle, moja "potrawa" dostała dużo głosów i zająłem II miejsce :) Niespodziewałem się tak licznej publiczności więc niestety nie wystarczyło dla wszystkich...
Dziękuję bardzo za wsparcie i miłe komentarze. Poznałem sporo ciekawych osób a atmosfera była niesamowita. Myślę, że trudno o lepszy sposób promowania weganizmu!
Na fejsbukowej stronie "Vegavani Catering wegetarian & vegan food" można zobaczyć więcej zdjęć z tej imprezy.
W międzyczasie były też święta wielkanocne. Moja wspaniała rodzina jak zwykle uraczyła mnie wegańskimi pysznościami. Były babki drożdżowe, takie inne-słodkie, nie wiem jak się nazywaą, mój brat upiekł nawet muffinki. No i oczywiście "jajka" z ryżu...Bardzo się cieszę, że moi najbliżsi tak mnie wspierają.
No ale czas wrócić do swojej kuchni. Przez ostatnie trzy tygodnie jadłem głównie falafel, frytki, coś z greenwaya (gdzie Katrinezz mnie przyłapała - następnym razem wal śmiało!) albo inne fast foody.
Wczoraj wreszcie przygotowałem coś sensownego sam.
Paszteciki z soczewicą. Prosta i smaczna przekąska na ciepło lub zimno.
Standardowa torebka soczewicy wystarczyła na dwie blachy pasztecików.
Ciasto drożdżowe:
około 2 i 1/2 szklanki mąki
szklanka wody
mała kostka drożdży
odrobina cukru, soli, oliwy
drożdże rozmieszałem z cukrem, i wlałem do mąki i wody. Można dodać jakieś zioła (np. majeranek, o którym zapomniałem!) ciasto dobrze wyrobić i pozwolić wyrosnąć.
W tym czasie można przygotować farsz. Soczewicę gotować aż będzie zupełnie miękka, rognieść tłuczkiem do ziemniaków albo rozdrobnić blenderem. Dodałem podsmażoną cebulę. Pieczarki też by się nadawały. Doprawić do smaku, zawijać w rozwałkowane ciasto, piec około 20 minut w 180 stopniach.
Wysoka temperatura i iście letnia pogoda sprawia, że nie chce się jeść gorących rzeczy. Aby się trochę ochłodzić można zjeść studzieninę/auszpik/"nóżki"/galaretę z warzywami. Żadna z tych nazw mi się nie podoba ale właśnie coś takiego zrobiłem.
Gotujemy bulion warzywny, otwieramy kilka puszek, np. kukurydzę, groszek, pokroiłem marchewkę z bulionu. Wszystko zalać wywarem z dodatkiem agaru (można znaleźć w sklepach ze zdrową żywnością lub kupić przez internet). Wkroiłem jeszcze kotlety sojowe (odkrywam je na nowo!) i można wstawić do lodówki i czekać cierpliwie.
Efekt mnie zadowlił, z racji dużej zawartości słodkich warzyw wycisnąłem na galaretkę duuużo cytryny.
Dobrze że jesteś z powrotem, wreszcie się doczekałam opisu :) To normalne, gotowanie dla większej grupy ludzi na początku trochę jest trudne. Ważne jest poćwiczyć dania publiczne jeden dzień przedtem, lub nawet parę dni. Sama pracowałam kiedyś w małej restauracji, ale zawsze był główny kucharz i inne kucharki, to nie miałam tyle odpowiedzialności. Nigdy nie gotowałam na tak małej kuchence na ulicy, więc podziwiam tak dobre wyniki :)
OdpowiedzUsuńDobry pomysł z tym wegańskim salcesonem, robi się upał. Ostatnio widziałam 100% wegańską szynkę w Azjatyckim sklepie, może to by się nadawało jako "nóżki" :)
Zaszokowałeś mnie tą galaretą, nigdy w życiu bym nie wpadłam na przerobienie tej potrawy na modłę wegańską, bo w wersji oryginalnej zawsze budziła moje obrzydzenie. Po raz kolejny dowiodłeś swojej pomysłowości :).
OdpowiedzUsuńFajne te Twoje paszteciki z soczewicą, muszę je wypróbować. Natomiast galaretkę z warzywami (i czasem z braised tofu) robię od dawna, oczywiście z agarem. Jest zawsze na naszym wielkanocnym stole, zamiast "zimnych nóżek", i smakuje nawet nie-wegetarianom. A poza tym świetnie się sprawdza podczas różnych diet odchudzających, ale wtedy króluje w nich 7-składnikowa mrożonka warzywna. Spróbuj tej wersji, polecam, bo warto!
OdpowiedzUsuńO nie, ja sie zawsze balam takich galaretek :). soczewicowe paszteciki sa super, koniecznie do jakiejs dobrej zupki, moze barszczu.
OdpowiedzUsuńoch, te paszteciki...
OdpowiedzUsuńrewelacja!
gałałetce nawet wege to ja dziękuję, nie jem jak się coś trzęsie :) Ale paszteciki bardzo fajne!
OdpowiedzUsuńMi się zawsze galareta źle kojarzyła, wiadomo dlaczego, nawet przed jakąkolwiek myślą prozwierzęcą...
OdpowiedzUsuńAle chyba czas się z taką galaretą zaprzyjaźnić, trochę urozmaici mi śniadania i zaskoczy mojego chłopaka :D.
A takie paszteciki to jedno z moich ulubiony dań, super :D.
Co do pojedynku blogerów to było super, moja koleżanka nie-weganka (dredy kolorowe, masz ją na zdjęciu xD) była oczarowana Twoim daniem :D.
Ale bym wsunęła takie galareciszcze :), jeeeeżu.
OdpowiedzUsuńPrzygotowywałam już w swoim życiu galaretki niewegetariańskie (baaardzo dawno temu) i wegetariańskie (jakiś czas temu). Ale wegańskie jeszcze przede mną. Nie pozostaje mi nic innego jak nabyć drogą kupna agar i do roboty. Paszteciki też wspaniałe. Do tego na przykład idąc tropem tradycji wegański barszczyk czerwony i uczta na całego :-)
OdpowiedzUsuńZrobiłam ostatnio paszteciki. Były wyborne tylko miałam jakieś zmutowane drożdże i rosły jak wściekłe. Efekt - buły z soczewicą. Ale pyszne były. Dziękujemy Ci Svemirze :)
OdpowiedzUsuń